Naszych argumentów za luksusowymi wakacjami w hotelu prawie nikt nie może tu zrozumieć. I podobnie my nie rozumiemy, dlaczego wszyscy Holendrzy muszą jechać na kemping. Oczywiście, niektórzy odpoczywają też w hotelach. Ale zwykle raz w roku przez maksymalnie tydzień, podczas gdy wakacje w namiocie lub przyczepie albo kamperze trwają zwykle aż 3 tygodnie. Dodatkowo jeszcze niektórzy kempingują w letnie weekendy (zwykle niedaleko od domu). A emeryci nawet przez 3-4 miesiące. I chociaż większość wybiera się na południe, coraz więcej osób (również z powodów finansowych) pozostaje w Holandii.
Wśród sąsiadów widzę pewną
różnorodność, co do sposobu spędzania urlopu, ale na rzeczonym grilu byliśmy
JEDYNĄ rodziną, która na kemping się nie wybiera. Bo dla rodzin z dziećmi jest
to absolutnie obowiązkowe. Kempingowanie oczywiście kempingowaniu nierówne -
niektórzy mają wypasione kampery i wybierają pięciogwiazdkowe kempingi
(rzeczywiście są fantastyczne), inni poprzestają na dużym namiocie. Ale powód,
dla którego kempingowanie jest holenderskim sportem narodowym (Nederlandse
Toeristen Kampeer Club, czyli Holenderski Klub Turystyki Kempingowej powstał już
w roku 1912!) nadal pozostaje dla mnie
niejasny.
Ale najistotniejsze jest chyba po prostu, że wakacje na kempingu to kwintesencja holenderskiej kalwinistycznej mentalności. Brzmi to w pierwszym momencie nieprawdopodobnie, ale jeśli się zastanowić... Protestancki etos nakazuje przecież żyć skromnie. Nie wydawać zbyt dużo (chociaż najlepiej dużo zarabiać) i poprzestawać na małym. Dziś oczywiście mało kto już na codzień o tym pamięta. Holendrzy zatonęli w konsumpcjonizmie i zdecydowanie przedkładają luksusy nad życie w ascezie (wyjątek to oszczędzanie na jedzeniu). Ale raz na rok postanawiają to minimalistyczne podejście do życia wdrożyć - akurat na wakacjach. I sprawdzają, bez jak wielu rzeczy potrafią być szczęśliwi. Przy okazji wakacje pod namiotem traktują też jako środek pedagogiczny - stąd taka popularność kamperowania wśród młodych rodzin z dziećmi. To właśnie tam dzieci mają nauczyć się obywać bez dóbr luksusowych, jeść wszystko, co dostaną, bawić się tym, co znajdą. Mają też nauczyć się samodzielności - przebywać sporo czasu bez rodziców (choć w bezpiecznej odległości), same nawiązywać kontakty, a także obcować z przyrodą. Co ciekawe, chociaż nie widzę zbyt dużego zaangażowania Holendrów w ochronę środowiska, niektórzy wysuwają i taki argument, że wakacje na kempingu do tejże ochrony się zaliczają. Zwłaszcza, jeśli ten kemping jest położony w niewielkiej odległości od miejsca zamieszkania.
Nie do końca przekonują mnie te racje, ale kto wie, może i my kiedyś spróbujemy...
Niemcy również korzystają z camperów. Na Islandii 95% camperowców to Niemcy bardzo często we własnych camperach, pozostali to Holendrzy również na własnych rejestracjach, i inni w wynajętych camperach.
OdpowiedzUsuńHolenderskie campery bywały wymyślne, niemieckie "wypasione".
Na polu namiotowym w 95% pod namiotem również spali Niemcy - wynajmują małe auta i zwiedzają Islandię.
A wieczorami normalnie przesiadują-obradują sami Niemcy - wyglądało to czasem jakby przygotowywali kolejną zmianę świata!
A cisza na kampingach jest bo jest wymagana (od 22 do 6 rano), i w sumie Niemcy obradowali ale tez pouczali innych, jakby tylko czekali, ze moga kogos "pouczyć co wolno a czego nie wolno".
Wystarczy raz spróbować podróżować camperem, żeby się przekonać, że jest to bardzo wygodna forma podróżowania i spędzania wolnego czasu. I wygodnie się w nim śpi.
Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń