29 stycznia 2014

Szkolne inicjatywy obywatelskie

Od czasu przynależności do szkolnej rady rodziców mam większe możliwości obserwowania oddolnych inicjatyw społecznych. Bo Holendrzy, jak już kilka razy wspomniałam, należą do narodów najbardziej zaangażowanych w działalność charytatywną oraz wszelką aktywność społeczną. Do tej pory miałam okazję widywać raczej większe akcje, organizowane przez potężne organizacje. Teraz patrzę na inicjatywy oddolne. Chociaż na naszym osiedlu, które jest nowe jak spod igły i przyciąga raczej skoncentrowanych na sobie dorobkiewiczów pochodzących spoza Amersfoort, ludność jest jeszcze dość słabo zintegrowana, i tutaj ludzie myślą o innych. 

Na ostatnim zebraniu rady podsumowywaliśmy szkolne imprezy grudniowe. Między innymi wieczór gwiazdkowy, którego częścią była wspólna kolacja w klasach. To już tradycja w naszej szkole. Każdy przygotowuje jedną potrawę albo przynosi potrzebne produkty. W tym roku impreza była wielkim sukcesem, więc spodziewałam się wyłącznie zachwytów. Tymczasem ktoś zauważył, że był jeden problem: za dużo jedzenia. Dla nas, Polaków, to oczywiście żaden problem. Raczej standard. Można zabrać z powrotem i dojeść w domu. A jak nie, to się wyrzuci i tyle. Ale przecież Holendrzy są maniakalnie oszczędni, a już na pewno nie wyrzucają jedzenia. Z moich obserwacji wynika, że w domu ugotuje się prędzej za mało niż za dużo - i nic nie zostaje. Swoją drogą połączenie polskiego i holenderskiego podejścia do jedzenia może mieć ciekawe skutki - pewnego dnia kolega Marcina prawie zwymiotował nam przy stole, bo uznał za konieczne zjedzenie wszystkiego, co postawiłam przed nim. Tak czy owak, rozpoczęła się dyskusja na temat nadmiaru jedzenia na przyjęciu. Doświadczone mamy orzekły, że z każdym rokiem go przybywa. No ale przecież lepiej nie ograniczać rodzicielskich zapędów do udziału w szkolnych eventach, bo jeszcze się zupełnie zniechęcą. I od razu powstał projekt: na następnej imprezie dzieci wybiorą potrawy, które zapakujemy w kartony i odwieziemy do Voedselbank, czyli banku żywności. Nich ktoś  inny też ma pożytek z naszego przyjęcia. A przy okazji dzieci nauczą się, że kto ma dużo, może się podzielić.

Kilka dni później znowu zebranie. Tym razem komisja rodziców i nauczycieli projektuje event wielkanocny. W programie wizyta w kościele (swoją drogą bardzo specyficznie to wypada, ale o tym może kiedy indziej), jakieś zabawy oraz podziwianie twórczości artystycznej dzieci i oczywiście wielkanocne śniadanie. Z nadmiarem jedzenia problemu już nie będzie. Ale znów innowacja: Przed Bożym Narodzeniem nauczyciele wpadli na pomysł, jak wpoić dzieciom tradycję (najważniejszą holenderską - o tym już było tu i tu) pisania kartek świątecznych, a jednocześnie nieco zintegrować mieszkańców okolicy. Każde dziecko napisało jedną kartkę, po czym klasy rozbiegły się po osiedlu wrzucając je do skrzynek na sąsiednich ulicach. Odzew był duży: do szkoły przysłano dziesiątki kartek z podziękowaniami i życzeniami dla uczniów. Szczególnie miło zaskoczeni byli mieszkańcy pobliskich domów dla seniorów (parę słów o nich pisałam ostatnio). I od nich nadeszły najserdeczniejsze podziękowania. Dlatego postanowiliśmy tak mile rozpoczętą współpracę kontynuować. Klasy ósme zaproszą seniorów na swoje wielkanocne śniadanie. Pomysł moim zdaniem przedni: ci starsi ludzie będą mieć miłą rozrywkę i poczują się bardziej zintegrowani z otoczeniem, a uczniowie nauczą się trochę gościnności i umiejętności rozmowy ze starszymi. Przy okazji pewnie "zejdzie" więcej jedzenia...


źródło

Miło patrzyć, jak łatwo i spontanicznie rodzą się takie inicjatywy. I myśleć o tym, że i nasze dzieci na tym skorzystają. A podobno solidarność pokoleń, empatia i wszelka skłonność do czynienia dobra są na wymarciu. Zdarzyło mi się nawet usłyszeć lub przeczytać, że na tym "zgniłym Zachodzie" zanikły zupełnie wartości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...