5 czerwca 2014

Plaże Fuerteventury



Po raz kolejny powracam do Fuerteventury. Były już góry, dziś jeszcze o wybrzeżach. Warto objechać całą wyspę, żeby zobaczyć jak bardzo różnią się od siebie. W skrócie można powiedzieć, że wschodnia część ma wybrzeże raczej płaskie, z szerokimi piaszczystymi plażami, podczas gdy wybrzeże zachodnie jest klifowe. Ale co kilka kilometrów widoki zmieniają się. 


Zaczynamy od pięknych białych plaż na półwyspie Jandia. Plaża Matorral i kolejne w kierunku północnym są bardzo szerokie, z jasnym drobnym piaskiem. Kolor wody zniewalający. Wiatr dość silny, ale w przeciwieństwie do innych obszarów nie sypie piaskiem. W Morro Jable niewielki klif i czarne skały, dalej już płasko. Miejscami biały piasek miesza się z czarnym wulkanicznym, co tworzy piękne obrazy. 








Kilka kilometrów na północ od Morro Jable znajdujemy ciekawe miejsce o mylącej nazwie Jandia. Tu położona jest piaszczysta łacha, która w czasie odpływu staje się plażą, a podczas przypływu stanowi coś w rodzaju laguny. Woda jest płytka, ale wiatr bardzo silny , co sprzyja uprawianiu sportów wodnych. Dla plażowiczów niezbyt zachęcająco, ale surferzy i kite-surferzy uwielbiają to miejsce. 






Jadąc dalej na północ mijaliśmy kolejne kurorty z białymi plażami. Dopiero za Puerto del Rosario, stolicą wyspy, gdzie droga biegnie nad samym oceanem, krajobraz się zmienia. Docieramy do wędrujących piaszczystych wydm, które powstały na powulkanicznym terenie. Wspaniałe kontrasty kolorów: prawie biały piasek błyszczący w ostrym słońcu, czarne wulkaniczne kamienie i obłędnie lazurowe morze! Takiego zestawienia barw nie widziałam chyba jeszcze nigdy w życiu. Same wydmy są bardzo ciekawe. Ciągną się przez kilka kilometrów wzdłuż wybrzeża. Można sobie wspaniale powędrować, przy minimalnym zagrożeniu zgubieniem się. Część terenu jest w całości pokryta miałkim piaskiem, tu wydmy są naprawdę wysokie. Na części piasek jest nieco grubszy i ciemniejszy, a teren nieco się spłaszcza.. Tam też jest bardziej twardo, piasek utrwalony wiatrem tworzy piękne struktury na powierzchni. Na piasku ciekawe kształty tworzą też dziwaczne ślimacze muszelki- niemuszelki. Całości dopełniają pojedyncze pustynne roślinki, z których część wygląda jak drzewa bonsai. W oddali z jednej strony majestatyczna Montana Rojo, z drugiej piękny brzeg morza. Tu spod piasku zaczynają wystawać czarne kamienie. Przy samym brzegu niskie wulkaniczne skały, z wtopionymi w kamień muszlami. Woda przepięknie błękitna. 
















Jedziemy dalej, tuż przed Corralejo - największą miejscowością turystyczną z tej strony wyspy - wydmy zmniejszają się. Są porośnięte pustynną roślinnością. Dalej piękna biała plaża. Dużo węższa niż na południowym wybrzeżu, ale bardzo długa. Znów raj dla kite-surferów, ale moim zdaniem trudna do plażowania ze względu na niewiarygodnie silny wiatr. Niesie on piasek z wydm w potężnej ilości. Po kilku minutach jesteśmy oblepieni piaskiem, mamy go dosłownie wszędzie, we włosach, uszach. Niestety po kąpieli jest jeszcze gorzej, piasek przykleja się na trwałe do skóry. Za to widok jest wspaniały. Z tego miejsca widać pobliską wysepkę Los Lobos. Nazwa oznacza Wyspę wilków - pochodzi od wilków morskich czyli morsów, których niegdyś było tam podobno bardzo wiele. Zostały jednak wypłoszone już wieki temu przez piratów i handlarzy niewolnikami, którzy mieli bazę na wysepce. Obecnie jest ona bezludna i w całości stanowi rezerwat. Z Corralejo można się tam dostać łodziami pływającymi kilka razy dziennie. Podobno warto - całą wysepkę można obejść w 3-4 godziny, włącznie z wejściem na niewysoką górę. Za Los Lobos świetnie widoczna była położona w odległości około 20 km Lanzarote. Ciekawe, że siedząc kiedyś na Lanzarote nie widziałam stamtąd Fuerteventury mimo dobrej widoczności.







Pojechaliśmy dalej, tym razem w kierunku zachodniego wybrzeża. Przewodniki doradzały odwiedzenie rybackiej wioski El Cotillo. No cóż, najwyraźniej były mocno przeterminowane. W ciągu kilku lat wioską zainteresowali się deweloperzy. Jej klimatu niestety już nie odnaleźliśmy. Jedyne co zobaczyliśmy to stara okrągła twierdza z początków kolonizacji wyspy oraz niewielka rybacka przystań mocno już przygłuszona nowymi hotelami.Twierdza stoi na wysokim urwisku i z tej strony widać już klify ciągnące się kilometrami w kierunku południowym. Z kolei po drugiej stronie miejscowości są jeszcze dzikie plaże w małych zatoczkach. Jeszcze niedawno przyciągały podobno wyłącznie wędrowców z plecaki oraz naturystów, obecnie ulegają postępującej cywilizacji (pojawiły się już toalety i ratownicy). Pewnie za parę lat o żadnej dzikości nie będzie już mowy. Wzdłuż brzegu można iść dalej na piechotę, ale droga się kończy. 








Po tej stronie wyspy są jeszcze liczne plaże  w zatoczkach pomiędzy klifami. Do większości z nich od głównej szosy biegnącej przez góry można dotrzeć tylko nieutwardzonymi drogami, stąd też nie są uczęszczane. Kąpiel w oceanie jest zresztą silnie odradzana ze względu na silne prądy, które potrafią porwać najsilniejszego pływaka. Prawdopodobnie najciekawszym miejscem zachodniego wybrzeża są klify w rybackiej wsi o dźwięcznej nazwie Ajuy. Chociaż przyjeżdża tu bardzo wielu turystów, miejscowość nie straciła jeszcze swojego pierwotnego charakteru. Nie ma tu hoteli, restauracje (czynne tylko do 18!) serwują prawie wyłącznie świeże ryby. Wieś położona jest nad niewielką zatoką. Plaża jest pokryta czarnym wulkanicznym żwirem i przypomina nieco lagunę El Golfo na Lanzarote. Wokół wysokie urwiska, które  są przedziwnym konglomeratem różnych skał. Skały o różnym pochodzeniu, kolorach i fakturach układają się tu wyraźnymi warstwami, część jest grafitowa, część szara, a część kremowa o porowatej strukturze. Wzdłuż klifu w kierunku północnym wiedzie turystyczna ścieżka. Idąc nią podziwiamy dochodzimy do wielkich grot położonych na samym brzegu. Do dalszych nie można się dostać, ale do najbliższych jest zrobione wejście. W czasie odpływu można je bezpiecznie zwiedzić. Są naprawdę potężne. Poszczególne komory łączą się ze sobą, w środku leżą wielkie kamienie. Naprawdę warto tam pójść. Szczególnie pięknie jest pod wieczór, zwłaszcza jeśli obejrzymy zachód słońca. Jadąc dalej na południe docieramy znów na półwysep Jandia, do żółtych płaskich plaż. 


















4 komentarze:

  1. Po miesiącach zimna potrzebuję słońca i plaży jak powietrza. Polacy na pewno byliby szczęśliwsi, gdyby byli bardziej nasłonecznieni:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Holendrzy też! Chociaż akurat w tym roku nie ma powodów do narzeka na pogodę. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Pieknie roznorodne! Niektore przypominaja te z Lanzarote, tez objechalismy wszystkie wybrzeza, szukajac przede wszystkim plaz idealnych do nurkowania z rurka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My niestety jeszcze nie nurkujemy. Tylko Młody się uczy z rurką. Ale ciągle mamy nadzieję, że już za chwileczkę już za momencik. Czekamy aż dzieciaki będą mogły nam towarzyszyć. Podobno na Fuerte najlepiej nurkować w okolicy Corralejo i wyspy Los Lobos. Po zachodniej stronie w ogóle lepiej do wody nie wchodzić, więc raczej wykluczone.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...