8 lipca 2016

Szukamy atmosfery dawnej Holandii - Marken i Edam



Sezon turystyczny w pełni. Jeśli wybieracie się tego lata do Holandii, zachęcam do wybrania się w dwa bardzo charakterystyczne miejsca: do Marken i Edamu. Te małe miasteczka w niewielkiej odległości od Amsterdamu mają niezwykły urok i są wyjątkowo fotogeniczne. Znajdujące się pomiędzy nimi miasteczko Volendam jest równie znane jako turystyczna atrakcja, ale nie zdobyło mojego serca. 


Marken to miejsce szczególne. Dawno temu, przed zbudowaniem tam Afsluitdijk i Houtribdijk jeziora Markermeer i Ijsselmeer były jeszcze zatoką Morza Północnego, zwaną Zuiderzee (Morze Południowe w odróżnieniu od Północnego). Marken zaś było wyspą na zatoce, która przed wiekami powstała poprzez oderwanie od stałego lądu na skutek erozji torfowego podłoża w okresie rozwoju osadnictwa na brzegu Zuiderzee. Sama wieś powstała w XIII wieku jako siedziba mnichów przybyłych z Fryzji, za czasem stała się wioską rybacką, właściwie odciętą od świata. Wysepka była wiecznie zalewana przez fale, dlatego jej mieszkańcy budowali tamy wokół wyspy, a na niej usypywali niej małe pagórki, zwane terpami, na których budowali domy z podwórcami zwanymi werven. Spośród 27 terp wciąż jeszcze można odnaleźć w Marken (12 zamieszkałych, na jednym znajduje się cmentarz). Dla jeszcze lepszego zabezpieczenia domy budowano na palach. Do dziś widać ślady po tym - jednak kilkadziesiąt lat temu obudowano je tworząc dodatkową kondygnację użytkową.





Marken jest dziś właściwie skansenem. Mieszka tam niewiele ludzi, którzy zachowali swoje zwyczaje i wydaje się, że traktują turystów trochę jak intruzów, choć przecież dzięki nim miasteczko żyje. Być może okres, w którym odwiedziłam Marken nie był sprzyjający dla turystów, ale mnie miejsce to właśnie dzięki temu tak urzekło, że nie było przepełnione. Wręcz przeciwnie - byliśmy prawie sami, co zdecydowanie wpłynęło na odbiór. 

Po zbudowaniu tam i zamknięciu jeziora usypano także kilkukilometrową groblę, po której można dojechać na wyspę samochodem, co samo w sobie jest ciekawą przygodą - ach ten wiatr! Kursują także autobusy z Amsterdamu. A najciekawiej jest zapewne dostać się tam stateczkiem z Volendam. Przy wjeździe czeka na turystów niespodzianka - wielki parking z informacją turystyczną. Dalej można się poruszać już tylko pieszo albo rowerem (jest wypożyczalnia). Rower przyda się zwłaszcza, jeśli chcemy się dostać do latarni morskiej położonej malowniczo na najbardziej odległym cyplu. Tam niestety nie dotarłam - trzeba będzie ten błąd naprawić następnym razem. Ale nawet spacer po samej wiosce i niewielkim porcie daje dużą przyjemność. 

Śliczne zielone domki, suszące się sieci rybackie, małe ogródki - to wszystko nadaje miejscu wyjątkowy klimat. Nie zabrakło także kanałów, po których pływają kaczki i łabędzie, nad którymi zawieszono typowe holenderskie mostki o nazwach przywodzących na myśl kolejne holenderskie królowe (Wilhelmina, Juliana, Beatrix, Maxima). Port pełen pięknych łodzi to zdecydowanie jedna z najładniejszych marin w Holandii. Otoczony jest rzędem domków, w których dziś są sklepy z pamiątkami i kawiarnie. I nie ma to jak usiąść sobie wygodnie w kawiarence i popijać kawkę albo piwko delektując się widokiem skąpanej w słońcu przystani. Kwintesencja holenderskiej "gezelligheid". To właśnie nazywa się tu "terrasje pikken" - "łapaniem tarasu" (wciąż nie umiem znaleźć właściwego tłumaczenia).








Na przeciwległym końcu wsi na wzgórku stoi stary kościół. Wnętrze jak to zwykle w kalwińskim kościele trochę pustawe, ale za to wisi tam tablica z nazwiskami wszystkich pastorów od kilku wieków. Zataczamy koło na bocznych uliczkach obserwując niespieszne życie nielicznych mieszkańców. No jednak jest tu jakieś życie, nawet szkoła działa, a do jej tylnego wejścia prowadzi kładka zrobiona z pojedynczej deki przerzuconej nad rowem urągająca wszelki zasadom bezpieczeństwa. Cóż, dzieci tu pewnie zahartowane wiatrem... 






Naprawdę polecam wycieczkę do Marken. Niby jeden z turystycznych highlightów, a jednak bardziej kameralnie i przez to autentycznie niż np. w Zaanse Schans.

Niedaleko od Marken i Volendam leży kolejne miasteczko warte poznannia. To Edam. Tak, tak, ten od sera edamskiego. To kolejna "Holandia w pigułce". Niskie kamieniczki, kościoły, kanały, budynki miejskie... I jeden z najpiękniejszych widoków, jaki kiedykolwiek widziałam w Holandii: na tle tego wszystkiego moja ukochana czapla. Oczywiście nie każdy z Was załapie się na ten widok, ale i tak warto do Edam pojechać. Najlepiej oczywiście na targ serowy, odbywający się co tydzień. 






Na koniec wycieczki warto też przejechać się przez jedną z tam. Oczywiście największe wrażenie robi Afsluitdijk, ale to przejażdżka na kilka godzin. Sama tama ma kilkadziesiąt kilometrów długości. Dlatego polecam krótszą tamę Houtribdijk. Wjeżdżamy w Enkhuizen, wyjeżdżamy w Lelystad, stolicy jedynej prowincji znajdującej się na wyspie będącej w całości polderem - przed kilkudziesięciu laty w ogóle nie istniejącej. Ale to już całkiem inny temat...

4 komentarze:

  1. Z Volendam pochodzi Jan Smith. W 1997 byłam pierwszy raz na wycieczce i zwiedzałam te urokliwe miejscowości. Życzę udanych wakacji, Pozdrawiam Małgosia z Warszawy

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow! Absolutnie zakochałam się w tych miasteczkach ❤ przepięknie!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...